2 komentarze
A to ci dopiero, z tą szkołą… Podsłuchałam ostatnio rozmowę dzieci. Cieszyły się, że mają ferie bo nie muszą wtedy chodzić do szkoły. Nie wiem co to jest szkoła, za to bardzo się cieszę, że dzieci mają ferie, bo dzięki nim, przyjechały do moich Galin. I tak jedni przyjeżdżają, inni wyjeżdżają- poznaję mnóstwo nowych osób.
Oczywiście muszę się teraz mocno napracować, żeby nikt mnie nie zauważył, ale i tak uwielbiam, jak do Galin przyjeżdżają goście. Szczególnie lubię tych małych- pewnie dlatego, że sama jestem niewielkich rozmiarów. Obserwuję ich zabawy i sama się przy tym świetnie bawię.
Parę dni temu zauważyłam, że dzieci stały się jakieś podejrzliwie ciekawskie… Zachowują się tak jakby ciągle czegoś szukały. Zaglądają pod stoły, do szafek, za regały. Nawet kotkę Klarę podniosły do góry, żeby sprawdzić, czy niczego pod sobą nie chowa. Tak bardzo zaciekawiło mnie ich zachowanie, że pobiegłam do Klary, by zapytać, czy nie wie przypadkiem, o co maluchom chodzi.
Oj Gaju, Gaju- wyszeptała Klara. Nie domyślasz się?
Musiałam mieć znak zapytania na twarzy, bo szybko dodała…
Ciebie. Dzieci szukają Gai z Galin.
Z wrażenia otworzyłam szeroko buzię.
Jak mi nie wierzysz, to idź zobacz, co namalowały na tablicy, w pokoju zabaw.
W te pędy pobiegłam do gospody. Paulina robiła właśnie zdjęcie dwóm, sympatycznym dziewczynkom- Jadzi i Ani. Pozowały przy tablicy, na której namalowana była…
Ja byłam namalowana! Gaja! Na mojej Balerinie. A to ci dopiero! Jestem sławna!!!
Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że za oknem znów napadało śniegu i dzieciaki zdążyły ulepić bałwana. Gdy wyszłam przed gospodę stał już wielki, biały, zimny. Podeszłam do niego, mimo, że obiecałam sobie już nigdy nie zaprzyjaźniać się z bałwanami. Raz miałam takiego kolegę bałwana- stał na pałacowym dziedzińcu. Odwiedzałam go codziennie, bawiłam się z nim, rozmawiałam. Aż pewnego dnia bałwan zniknął. Na miejscu, na którym stał, została tylko wielka kałuża. Co dziwne, na tej kałuży leżała jego czapka, czyli stara patelnia. Pewnie tak się spieszył, że zapomniał. Byłam na niego zła. Co to za przyjaciel, który znika gdzieś bez słowa. Nigdy więcej przyjaźni z bałwanami i koniec.
Postanowienie, postanowieniem, ale musiałam się dowiedzieć, gdzie są dzieciaki, więc zapytałam o to nowego bałwana. Powiedział, że wybrały się w okolice pałacu- chciały zjeżdżać na sankach.
Najszybciej jak umiałam pobiegłam na miejsce.
A jakże! Jeździli wszyscy po kolei, śmiejąc się przy tym i pokrzykując. Była z nimi ich ulubiona animatorka Marta.
Wszyscy tak dobrze się bawili, że nie zauważyli, jak przyglądałam się ich szaleństwom na śniegu.
.
Wracając, dzieciaki stoczyły jeszcze wojnę na śnieżki przed galińską gospodą. Ich celem była Marta. Na pomoc dziewczynie z gospody wybiegł Robert. Biedak nie wiedział co robi. Jego też obrzucano śnieżkami. Z wielką radością obserwowałam ich zabawy. Nawet bałwan się do czegoś przydał, mogłam się za niego schować.
.
Kocham ferie, kocham zimę, kocham dzieci. I kropka.
Autorka i Gaja z Galin.
14