cytat

Gaja z Galin to blog- bajka, w którym postać o imieniu Gaja opowiadać będzie o swoim życiu w Majątku Galiny i jego okolicach. Poznając jej przygody dzieci dowiedzą się co w lesie szemrze, piszczy i szeleści… . Razem z nią dzieci poznawać będą leśne zwyczaje, nauczą się rozpoznawać zwierzęta, dowiedzą się o czym żabka kumka i co w zielonej trawie piszczy. Posłuchają, co mówi las, pole, łąka i jezioro.

cytat
Wesołych Świąt!

Czyli chcecie mi powiedzieć, że ten Mikołaj przyjdzie i tak bez powodu przyniesie nam prezenty? – Gaja nie mogła uwierzyć własnym uszkom.

Nie bez powodu, tylko dlatego, że są święta Bożego Narodzenia. W Polsce zwyczaj obdarowywania się prezentami w wigilijny wieczór ma bardzo długą tradycję. Przecież Ci tłumaczyłem! – Klemens powoli tracił cierpliwość.

I Ty to mówisz z takim spokojem – dziwiła się dziewczynka. Chodź szybko, wyjdziemy mu naprzeciw.

Ależ Gaju, to nie jest takie proste. Najpierw musimy poczekać, aż nadejdzie zmrok. Wtedy możemy zacząć wypatrywać pierwszej gwiazdki na niebie. Jej pojawienie się to pierwszy znak, że Mikołaj nadchodzi.

A jak wygląda? Jak go rozpoznamy?

Rozglądaj się za tłuściutkim brodaczem w czerwonym kubraczku.

Pamiętajcie, że Mikołaj podróżuje saniami zaprzężonymi w naszych dalekich kuzynów –renifery. Do sań tych przymocowane są dzwoneczki, których dźwięk słychać z daleka – wtrąciła oślica Galina.

Nie pozostało nic innego, jak tylko czekać. Na farmie nigdy nie było tak cichutko jak dzisiaj. W końcu na dworze zapanował długo wyczekiwany zmrok. Na niebie zajaśniała pierwsza gwiazdka. Po jakimś czasie w oddali usłyszeliśmy cichutki dźwięk dzwoneczków. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy…

Ho – ho –ho! – odezwał się miły, męski głos. Mam nadzieję, że wszystkie galińskie dzieci były w tym roku bardzo grzeczne.

O tym co działo się później opowiem w kolejnym odcinku. Najpierw muszę rozpakować ogromny prezent.

Tymczasem życzę Wam wszystkim wspaniałych świąt.

 

PS A Mikołajowi przekazałam, że ma Was wszystkich odwiedzić.

 

Ściskamy Was świątecznie,

Autorka i Gaja z Galin

5
  

To już rok?

Cicho bądźcie! Ktoś idzie! Może to ona…

Gaba, chowaj swój zadek, bo Ci widać!

Nie pchaj się na mnie ośle jeden!

Co wy wyprawiacie? – Klemens wychylił się zza jednego z boków domku na farmie i wybałuszając oczy ze zdziwienia przyglądał się całej gromadce. Wszystkie zwierzaki próbowały ukryć się za niewielkim budynkiem, przepychając się przy tym i kłócąc okropnie.

Bo on się rozpycha – poskarżyła się Kulka spoglądając złośliwie na Wojtka – sympatycznego osiołka.

A Gaba wszystko zepsuje, bo nie potrafi się porządnie schować i ciągle ją widać – kozioł Stefan był po koziemu niezadowolony. Aż mu się bródka wygięła.

No dobrze, dobrze, ale po co to wszystko? Przed kim się tak chowacie?

Jak to? Ty nie wiesz? – zapytała zaskoczona Lucyna.

Patrzcie no! Też mi przyjaciel. Phi! - Oburzyła się Franka widząc zdziwioną minę Klemensa. Reszta zwierzaków pokiwała tylko głowami. My, mój drogi, o swoich przyjaciołach pamiętamy. Nie to co Ty!

Jednak co kot to kot zawsze wam mówiłam, że to podejrzane stworzenie…

Oj nie przesadzaj, może wie, tylko udaje przed nami… – zastanawiały się pozostałe zwierzęta.

O kozia broda, idzie! Tym razem to na pewno ona. Poznałam po sukience! – Gaba aż podskoczyła przejęta całym wydarzeniem.

Klemens chodź tu do nas, bo wszystko zepsujesz! - rozkazał Stefan.

Kocur – chcąc nie chcąc – musiał posłuchać i dołączył do ściśniętej gromadki.

Possszzeekaj, zzzzzalasss ssssięe wssszyskiego dowwwiessszsz! – ledwie wymamrotał przez zaciśnięte zęby Wojtek. Nic więcej nie mógł powiedzieć, bo głowę miał ściśniętą z jednej strony brzuszkiem oślicy – Galiny, z drugiej zadkiem Mańka. Możecie sobie tylko wyobrazić jaki ścisk panował wśród zwierząt.

Ej, gdzie wy jesteście? Halo! Gaba, Kulka, Maniek… ! Gaja biegała po farmie w poszukiwaniu przyjaciół. Felicyta, Felek – bez żartów. To nie jest śmieszne. Halooo!

Po głosie słychać było, że zbliża się do domku. Po chwili słychać było szelest suchej trawy pod ciężarem jej malutkich stópek.

No dobra brygada, zaczynamy. To TRZY – CZTERY i …

N – I – E – S – P – O – D – Z – I – A – N – K – A !!!

Z ogromnym wrzaskiem zwierzaki wyskoczyły zza budynku. Gaja stała z oczami wielkimi jak pięć złotych. Nie rozumiała zupełnie co się tutaj dzieje. Klemens też nie wiedział, ale spokojnie czekał aż sytuacja sama się wyjaśni.

Gajuś, cudowna nasza – dziś są Twoje urodziny! – wystrzelił jak z procy Wojtek.

Nikogo już nie dziwiło, że Gaja nie rozumie, co to są urodziny. Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że wielu rzeczy nie wiedziała i trzeba było jej coś wytłumaczyć.

Gaba podeszła do dziewczynki i wyjaśniła:

Dokładnie dziś mija okrągły rok od chwili, gdy się u nas, w Galinach pojawiłaś. I za ten rok chcielibyśmy Ci serdecznie podziękować.

Felicyta, Felek i Franka podeszły do Gai z jakimś prostokątnym przedmiotem w zębach.

To prezent Gaju. Od nas wszystkichwyjaśniła Kulka.

W oczach malutkiej Gai pojawiły się łzy. Jednak nic złego jej się nie działo, nic jej nie bolało, nikt jej nie zrobił krzywdy. To były łzy szczęścia.

Kocham Was. I to ja Wam dziękuję, że tak ciepło przyjęliście mnie do waszego galińskiego grona, do waszej… znaczy naszej, mojej rodziny!

Przytulankom nie było końca. Gdy już wszyscy wyściskali i wycałowali małą Gaję, rozpoczęło się urodzinowe świętowanie czyli… gra w berka.

 

No ale co w tym dziwnego? Każdy powinien robić to, co lubi najbardziej, szczególnie w urodziny. A ja kocham bawić się w berka. – i tyle byłą ją widać. Musiała uciekać od goniącego Felka.

 

PS Chcecie zobaczyć prezent? Pewnie, że chcecie. Oto on:

 

 

Ściskamy Was urodzinowo,

Autorka i Gaja z Galin

3
  

Baju, baju, bajki ciąg dalszy.

Jak zapewne pamiętacie z poprzedniego odcinka, w galińskiej gospodzie rozpoczynały się rodzinne andrzejki. Siedząca w fotelu babcia zaczęła czytać dzieciom bajkę. Nuda – pomyślicie. Jednak muszę Wam powiedzieć, że bardzo się mylicie. Tym razem nie było to zwykłe czytanie. Działo się coś szczególnego, jakby wszystko to, o czym opowiadała bajka, odbywało się tuż obok nas, wewnątrz gospody. I tak po chwili na środek sali wybiegł uśmiechnięty Jaś w towarzystwie bardzo śmiesznej Małgosi. W dłoniach nieśli koszyczki – pewnie wybierali się na grzyby.

- Głuptasy, nie wiedzą, że po grzyby chodzi się do lasu a nie do galińskiej gospody. Hi – hi -hi.

Rozbawieni wspólną wycieczką zapomnieli o tym, po co przyszli do lasu (czyli do gospody, ale oni tego nie wiedzieli, więc ciii!). Tańczyli, śpiewali, podskakiwali – nie zwracając uwagi na to, że nadchodzi zmrok. Po jakimś czasie okazało się, że zgubili drogę do domu. Niestety napotkane po drodze sympatyczne krasnoludki nie potrafiły im pomóc. Czerwony Kapturek nie dość, że nie wskazał drogi do domu, to zezłościł się na nich strasznie, bo okazało się, że pomylił bajki i obrażony opuścił gospodę.

- Już ja porozmawiam sobie z reżyserem! - wykrzykiwał na odchodne.

Przejeżdżające przez las misie tylko pomachały łapkami z wysokiego okna i pojechały dalej. A my zostaliśmy tak, z główkami wpatrzonymi w okienko.

 

Na szczęście znalazł się ktoś, kto znał właściwą drogę. 

O tam za tą górą, za tą rzeką – kot w butach wyjaśnił dzieciom w którą stronę powinny iść. Uradowani, w podskokach ruszyli w drogę.

Radość rodzeństwa nie trwała długo. W drodze powrotnej natknęli się na przedziwną chatkę w całości zbudowaną ze słodyczy. Głodni, nie potrafili oprzeć się pokusie i zaczęli łapczywie jeść. Przestali dopiero, gdy rozbolały ich brzuszki. Jak się później okazało domek był własnością Baby Jagi, która zdenerwowana widokiem obskubanego dachu i nadgryzionych okiennic – zamknęła Jasia i Małgosię w klatce i rozkazała im przebierać groch. Oj dużo tego grochu mieli do przebrania, całe dwie misy.

 

Po tygodniu (tyle czasu minęło w bajce, u nas w gospodzie zaledwie kilka minut) serce Baby Jagi zmiękło i uwolniła rodzeństwo. Na drogę dała im pół słodkiego migdała i prosiła, by dzieci pomagały mamie w różnych pracach domowych.

Po przedstawieniu przyszedł czas na wróżby i zabawy. Dzieci brały udział w loterii fantowej, razem z Babą Jagą wróżyły z kart i wosku, szalały w pokoju zabaw. Fajne było to andrzejkowe popołudnie, takie radosne i z morałem. Mam nadzieję, że Wy także pomagacie w porządkach Waszym Mamom?

 

Swoją drogą to zazdroszczę wszystkim Andrzejom, że mają takie fajne imieniny. W końcu w imieniny Gai nie było przedstawień, wróżenia, zabawy. Słyszałam jednak, że są inne powody które sprawiają, że te „Andrzejki” są takie ważne. Tylko już nie pamiętam jakie. A nawet gdybym pamiętała, to kto z nas, drogie dzieci, zrozumie dorosłych?

 

Ściskamy Was imprezowo,

Autorka i Gaja z Galin

3