0 komentarzy
Oj dzieci, dzieci… Nie zauważyliście, że nie dokończyłam Wam historii o koziej tajemnicy? Przypominam, że zawsze możecie do mnie w tej sprawie pisać.
Jak pamiętacie z poprzednich historii, na wieść o tym, że kozom coś ciąży, postanowiłam dowiedzieć się o co chodzi. Moja ciekawość wzrosła wraz z pojawieniem się w stajni małego koziołka. Wcieliłam się wtedy w rolę detektywa czyli odkrywcy tajemnic i zamieszkałam w stajni, żeby mieć kozy pod okiem. Prawda jest jednak taka, że nie dotrzymałam danego sobie słowa. Miałam nie opuszczać stajni na krok, ale stało się inaczej. I zwyczajnie wstydziłam się do tego przyznać. Teraz jednak muszę Wam to wszystko opowiedzieć gdyż ODKRYŁAM KOZIĄ TAJEMNICĘ! A było to tak…
Mijały tygodnie, trochę już dłużyło mi się to życie w stajni, więc od czasu do czasu wybiegałam na podwórko. Czasem zaglądałam do znajomych z farmy, to znów podążałam śladem dzieci – kiedy jeździły na sankach lub odkrywały tajemnice galińskiej, leśnej ścieżki dydaktycznej. Musiałam jednak dokończyć śledztwo, więc wracałam do stajni najczęściej jak to było możliwe.
W czwartkowe popołudnie druga koza z wielkim brzuchem bardzo dziwnie się zachowywała. Zaczęło się od tego, że zaczęła głośno krzyczeć: MEEE, meeeeeeeee, MEEEE! – konie w stajni patrzyły na nią z zainteresowaniem. Po jakimś czasie zaczęła kozią nogą rozgrzebywać siano, jakby chciała zbudować sobie gniazdko i się w nim ukryć. Nagle położyła się wygodnie na boku, lekko postękując i po jakimś czasie wyskoczyła z niej taka mokra kuleczka. Koza zaczęła, z wielką czułością, lizać to dziwo, ale nadal nie wstawała. Wspięłam się na palce, żeby dokładniej widzieć co się dzieje. Na szczęście w pobliżu stajni kręcił się pan Józek- przyjaciel zwierząt. Podbiegł do kozy, pogłaskał… nawet nie zauważyłam kiedy położył tuż obok jej pyszczka kolejne dwie, niewielkie kuleczki. Przyglądałam się coraz uważniej… Jedna nóżka, druga nóżka… Jejku, przecież to… malutkie koziołki! Trzy malutkie koziołki!
A koza jest ich mamą! Dumna mama tuliła maleństwa do siebie, oblizywała każde po kolei. Czyściła im futerka i w ten sam sposób ogrzewała. Na jej koziej buzi zauważyłam jakby uśmiech… Szczęśliwa mama i szczęśliwe dzieci. Patrzyłam na nich z radością. Nie byłam sama. W stajni zrobiło się spore zamieszanie – nawet kotka Klara przybiegła z podwórka i przysiadła przy kozim boksie.
Zaczynałam wszystko rozumieć. Kozy nie były chore, nic im nie ciążyło. To, że były w ciąży znaczyło, że będą kozimi mamami. Przez około 150 dni w ich brzuszkach rosły malutkie kózki. Gdy już były wystarczająco duże zaczął się poród, czyli moment przyjścia na świat kozich dzieci. Maleństwa przez pierwsze tygodnie życia, jedzą tylko mleko mamy. Palce na brzuchach dużych kóz to wymiona. Leci z nich cieplutkie mleczko, którym mamy karmią swoje maleństwa, żeby rosły zdrowe i silne. Nie wszystkie kózki potrafią same znaleźć mleczko, więc pan Józek i pan Mirek (dołączył do nas) uczyli koziołki jak się z tym wszystkim uporać.
Długo patrzyłam na ten piękny widok. Szczęśliwa kozia mama tuliła do siebie swoje małe, tak długo wyczekiwane, dzieci. Gdy zauważyła, że się im przyglądam, uśmiechnęła się do mnie czule.
Wybacz Gaju – powiedziała- że nie chciałyśmy się z Tobą bawić i wozić cię na plecach. Wszystko przez to, że musiałyśmy na siebie bardzo uważać. Miałyśmy w brzuszkach nasze dzieci i jako przyszłe mamy musiałyśmy zapewnić im bezpieczeństwo. Obiecujemy, że jak tylko koźlątka dorosną, pobawimy się wszyscy razem.
Nie ma czego wybaczać. Gdybym od razu wiedziała, o co chodzi, co ta ciąża oznacza, nie prosiłabym kóz o zabawę. Wręcz przeciwnie, zadbałabym o to, żeby miały spokój, żeby nikt ich nie niepokoił. A tak, to ja sama zadręczałam je pytaniami. Oj jak mi wstyd strasznie. Muszę się jeszcze wiele nauczyć. Od dziś dokładniej obserwować będę wszystko dookoła. A wszystkimi odkryciami podzielę się z Wami. Wy także nie zapominajcie o mnie i piszcie do mnie w każdej sprawie, którą możecie się ze mną podzielić.
Pozdrawiamy Was ciepło.
Autorka i Gaja z Galin
11